ico phone tel. kom. 502 081 462
ico mail agnieszka@stwarzajacsiebie.pl

W czasie mojej pracy z osobami z wzorcami Dorosłych Dzieci Toksycznych Rodziców (DDA i DDD) często trafiam na podobne schematy myślenia i zachowań związanych z tematem kary i konsekwencji za nasze postępowanie. Ludzie wychowani przez autorytarnych rodziców uważają, że wszelkie błędy, niepowodzenia, a tym bardziej wszelka zła wola, powinny zostać bezwarunkowo ukarane. W przypadku chwiejnych i niekonsekwentnych rodziców zaniedbujących dzieci, również często kara była jedynym stosowanym (tylko rzadziej niż w pierwszym przypadku) środkiem wychowawczym.

W konsekwencji jako dorośli ludzie za każdym razem gdy zrobią coś, czego się wstydzą, popełnią błąd, podwinie im się noga, sprawią komuś przykrość (nawet jeśli było to zdrowe stawianie granic), czują się winni, a wina domaga się kary.

Nie pojawia się trzeźwe myślenie – ok, zrobiłem to i to, skończyło się to tak i tak, jeśli konsekwencje tego były nieprzyjemne, to jak mogę to naprawić/zadośćuczynić. Nie ma wyciągania wniosków na przyszłość, podejmowania decyzji i wprowadzania zmian. Raczej jak w transie – robimy to samo, tylko więcej, licząc na to, że w końcu się uda – zamiast rozłożyć nasze działanie na czynniki pierwsze i namierzyć co trzeba zmienić . Nie analizujemy sytuacji, bo winy dopatrujemy się W SOBIE, a nie w konkretnym błędnym zachowaniu. Jest więc tylko pełne przerażenia zastygnięcie w oczekiwaniu na karę, która musi przyjść, bo przecież zawsze w końcu przychodziła.

Niewiele wspomnień jest tak przykrych jak chwile oczekiwania na rodzicielską karę. Dziecko wraca ze szkoły z nie_dość_dobrą w oczach rodzica oceną, lub uwagą w dzienniczku. Rodziców jeszcze nie ma, można też odwlec chwilę konfrontację uciekając na podwórko, ale w końcu nadejdzie ten moment, gdy trzeba będzie wrócić i pokazać dzienniczek. Dalej scenariusz może być różny – awantura od razu lub zimne spojrzenie i pójście w stronę szafy po pas. Niektórzy rodzice lubią przeciągać ten moment, dodatkowo dręcząc dziecko patrzeniem na różne „narzędzia kary” lub też każąc wybrać czym oberwie. Często to wszystko jest znacznie gorsze niż sama kara. Po laniu boli, ale wiadomo, że rodzic wyładował gniew i przed jakiś czas będzie spokój. Dlatego wiele dzieci zaczyna prowokować wcześniejszą karę byleby mieć to za sobą, albo też „karać siebie” np. przewracając się i raniąc – co również rozładowuje furię rodzica lub odwraca jego uwagę. A lepiej samemu wybrać sobie karę niż pozwolić rodzicowi wybrać, gdyż może odebrać/zniszczyć to, co dla nas najbardziej cenne.

Mijają lata. Rodzice mogą mieszkać daleko lub dawno nie żyć, ale oczekiwania na karę zostało w naszej podświadomości. Jeśli kara nie nadchodzi, bo rodziców nie ma obok, ktoś musi ją wymierzyć za nich, inaczej oczekiwanie na coś, co przecież MUSI nadejść, powoduje narastający, okropny stres. Taki człowiek może nie rozumieć czemu nagle zaczyna się potykać, parzyć i kaleczyć kilka razy dziennie. Albo zaczyna zachowywać się irracjonalnie prowokując przykre konsekwencje w pracy. Sabotuje się w sprawach dla niego ważnych lub bez powodu zaczyna w sklepie kłótnie z osobą, która zmiesza go z błotem w niewybrednych słowach. Możliwości jest bardzo wiele i często nie łączymy ich z karą. Zrozumienie przychodzi często dopiero w sesji regresingu.

Gdy już rozumiemy, że to my karaliśmy siebie lub prowokowaliśmy innych, by nas ukarali, na początku pojawia się racjonalizacja i obrona starego sposobu myślenia:

  • Przecież potrzebujemy kary by do nas dotarło, że popełniliśmy błąd.
  • Nie możemy uniknąć kary bo jest ona sprawiedliwa.
  • Tylko źli ludzie unikają kary.
  • Karząc siebie udowadniamy, że jesteśmy osobami moralnymi.
  • Zasłużyliśmy na karę, trzeba ją przyjąć z godnością.

Itp. itd. Najczęściej są to argumenty, których używali nasi rodzice by uzasadnić swoje postępowanie lub to jak my tłumaczyliśmy sobie ich postępowanie.

Ponieważ te przekonania bywają czasem bardzo zaślepiające, postanowiłam „odczarować” temat kary, dając czytelnikom okazję do refleksji i zmiany perspektywy, by odnaleźć własną drogę pomiędzy skrajnościami karania siebie i innych niemalże za wszystko co jest nam niemiłe, a nie wyznaczeniem żadnych granic.

Poniższe przemyślenia są efektem sesji metodą The Work, która pomaga oddzielić rzeczywistość od przekonań i interpretacji i dotrzeć do sedna i prawdziwego znaczenia danej sprawy.

Analizując przekonanie „Kara musi być”, dojdziemy do wniosku, że to co naprawdę musi być, to jakaś konsekwencja. I najczęściej jest, bez względu na to, czy ktoś tego pilnuje czy nie. Kara może być bolesną konsekwencją, ale konsekwencja nie musi być karą. Oba pojęcia zawierają w sobie zupełnie inny ładunek emocjonalny, także zupełnie inaczej realizują się w praktyce. Przeanalizujmy to.

Konsekwencja

  • Jest bezpośrednim następstwem jakiegoś działania, jego logicznym efektem.
  • Najczęściej pojawia się zaraz po działaniu – np. uderzę się w głowę – pojawia się guz. Działa automatycznie, w stosunku do wszystkich – te same okoliczności = ten sam efekt.
  • Konsekwencja wynika zarówno z praw fizycznych, wszelakich umów, kodeksów prawnych jak i praw duchowych i karmicznych. We wszystkich przypadkach, przy znajomości danego prawa wiemy co będzie konsekwencją poszczególnych działań – nie podlega to niczyjemu widzimisię – jest jasne, uczciwe, przewidywalne i pewne. Jak złapią mnie bez biletu – płacę określoną kwotę, jak dostanę 1 na koniec roku z przedmiotu – powtarzam klasę, jak będę gotować jajko dłużej niż 3 min – ugotuje się na twardo lub pół twardo, jeśli stosuję manipulacje, to jestem podatna na manipulacje innych itp. Także w rodzinie mogą być jasne zasady – jak kogoś obrazisz, to go przeproś, jak coś zniszczysz – napraw lub odkup.
  • W przypadku konsekwencji prawnych – przysługuje mi prawo do obrony i niezależny sąd, by zbadać co się naprawdę stało. W zamyśle chodzi o to by oceniać fakty, a nie ich interpretację i dokonać obiektywnej oceny. Natura i karma nie mają ludzkich ograniczeń i działają sprawiedliwie wobec wszystkich.
  • Konsekwencja nie musi boleć. Możemy minimalizować jej efekty, wyjść obronną ręką, czasem nawet zatrzymać negatywny proces zanim zrealizuje się do końca. Wymaga to zrozumienia przyczyny naszego błędu i naprawienia go. Inaczej możemy konsekwencje odwlec w czasie, ale w końcu nas dopadną.
  • Konsekwencja jest bezosobowa. Niektórzy obrażają się na rzeczywistość, że jest niesprawiedliwa, jednak większość ludzi widząc konsekwencje swojego postępowania wyciąga wnioski i wprowadza zmiany w swoim życiu. Widzimy konsekwencję jako efekt naszych działań, a nie coś narzuconego z zewnątrz. A nawet jeśli to ktoś wyciąga wobec nas konsekwencje zgodnie z umową lub wcześniejszym ostrzeżeniem, nie ma w tym emocjonalnej reakcji i jego widzimisie, proste działanie->konsekwencja.
  • Konsekwencja nie jest oznaką winy. Nie musi być rozpatrywana w kategoriach moralności, ani wpływać na nasze postrzeganie siebie. Jest zwykłym feedbackiem od otoczenia, rezultatem takiego a nie innego działania. Jak zmienimy działanie/nastawienie – efekty będą inne.
  • Konsekwencja mówi – jesteś ok, twoje zachowanie nie jest ok. Odróżnia człowieka od jego zachowania i skupia się na tym ostatnim.

Kara

  • Wymaga istnienia osoby, która uzna, że stało się coś złego, należy się kara, ustali jej wymiar i ją zrealizuje, jest całkowicie zależna od jej poglądów, emocji, poziomu dojrzałości i stopnia zaślepień. Sprawiedliwość mówi – nikt nie może być sędzią we własnej sprawie (nie jesteśmy obiektywni, ból nas zaślepia) – każąc naszych bliskich, właśnie nim jesteśmy.
  • Nie jest bezpośrednią konsekwencją naszego postępowania – najczęściej jest odłożona w czasie, aż „sędzia” będzie miał siły i możliwości wykonać karę. Czasem „winowajca” jest już zupełnie innym człowiekiem i tak naprawdę karany jest człowiek, który czasem dawno zrozumiał swój błąd.
  • Kara ma zaboleć, mamy ją poczuć, dostać nauczkę. Nie można się przed nią bronić/jej łagodzić, kwestionować jej wysokości, mamy ją przyjąć taką jak nam wyznaczono i pozwolić działać do końca.
  • Gdy karzemy innych, wynika to z przedstawienia sytuacji jako czegoś co ktoś NAM zrobił/zabrał, więc sprawiedliwie jest się zrewanżować. Karanie innych zdejmuje z nas całą odpowiedzialność za daną sytuację. Czasem prawdziwe na powierzchownym poziomie „ludzkim”, jednak już nie na poziomie intencji i wzorców w podświadomości. Nie ma ofiar, są tylko ochotnicy. Ludzka krzywda, którą nam ktoś wyrządził, jest wspaniałą lekcją pokazującą nam nasze wzorce zachowania i przekonania jakie mamy na nasz temat.
  • Kara jest rewanżem, często nieadekwatnym do tego co dana osoba zrobiła a adekwatnym do emocji jakie wzbudziło to w sędzi – a to mogą być jego projekcje, przeniesione krzywdy z dzieciństwa, brak świadomości działania własnych wzorców np. ofiary itp.
  • Automatyczna zgoda na karę jako głównego sposobu działania w sytuacji skrzywdzenia powoduje, ze skupiamy się na karaniu innych a nie wyciąganiu wniosków i naprawianiu WŁASNYCH błędów. Wierzymy, że odnajdziemy spokój gdy ukarzemy winnego, ale to wcale nam nie przynosi ulgi, a często staje się początkiem wzajemnej wojny - kara traktowana jest jako nieuzasadniony akt agresji, który spotyka się z odpowiedzią i tak dalej.
  • Stawiamy się w roli ofiary innych i zakładamy ich złe intencje wobec nas. Powoduje to wrogość, która nakręca i usprawiedliwia bolesność kary i emocje jakiej jej towarzyszą.
  • Skoro inni mnie karzą, to ja daję sobie prawo karać innych – choć odrobina ulgi w momencie frustracji i cierpienia z powodu sytuacji, która nie potoczyła się po nasze myśli. Czyli jest to sankcjonowanie własnej agresji.
  • Najczęściej podlegając karze, nie mamy prawa do obrony, przedstawienia swojego punktu widzenia. Sędzia nie ma zrozumienia dla „sprawcy”. Kara wynika z chęci narzucenia komuś jakiegoś jedynego_słusznego postępowania z pozycji "ja wiem lepiej", bez próby zrozumienia dlaczego ktoś tak postępuje, czy potrafi inaczej i czy to czego byśmy od niego chcieli naprawdę jest dla niego dobre.
  • Karzący stawia się w pozycji rozgrzeszonego obrońcy moralności, często dowartościowując się poczuciem władzy jakie ma nad „winowajcą”. Manipulować na poczuciu winy i karać można latami, uzasadniając każdą podłość czymś co ktoś zrobił nam wiele lat temu. Tak naprawdę poczucie winy staje się wtedy narzędziem kontroli. Nie ma przedawnienia, nie ma prawa do wyjścia z więzienia za dobre zachowanie. Zbyt wiele korzyści ma sędzia z karania nas.
  • Kara ma boleć, konsekwencja uczyć. Rodzic nastawiony na karanie nie szuka innych sposobów dotarcia do dziecka, skutecznych metod nauczenia go by postępował inaczej. To wymagało by czasu i zaangażowania, czasem zmierzenia się z własnym dzieciństwem i metodami wychowawczymi naszych rodziców i zweryfikowanie ich – karać jest łatwiej.
  • Kara wiąże się z wbijaniem w poczucie winy. Przekonanie, że jesteśmy źli bardzo niszczy naszą samoocenę i w konsekwencji powoduje przyjęcie tożsamości osoby „złej”, „psuja”, „nieuka” i innych, a wraz z tym trwałego realizowania tych ról.
  • Nawet jeśli jesteśmy świadomi swoich błędów, to nie odbieramy kary jako coś powiązanego z naszym działaniem, ale jako wybór i krzywdzące nas działanie ze strony „sędzi”. On nie musiał nas ukarać, nie musiał nas w taki sposób ukarać – chciał to zrobić, czasem widać, że po prostu stracił panowanie nad sobą, albo chciał się wyżyć z innego powodu i nasz błąd jest tylko pretekstem. Czasem nie chciało mu się nas nauczyć radzić sobie z czymś, nie chciało mu się nam czegoś wytłumaczyć, ale to nas karze za to, że czegoś nie potrafiliśmy. To powoduje żal i bunt. Niszczy nasze zaufanie do drugiej osoby, a w konsekwencji całą relację.

Widać, jak oba te pojęcia się różnią i w praktyce ja odmienny jest ich wpływ zarówno na nasz sposób myślenia i reagowania na przykre sytuacje związane z innymi ludźmi, oraz własne błędy.

Pytanie zasadnicze – czy kara jest potrzebna?

Przestępstwa, zbrodnie i wykroczenia są opisane w przepisach prawa danego kraju i powiązane z systemem sądowniczym i karnym. W imię ochrony obywateli państwo izoluje i resocjalizuje przestępców. W praktyce działanie wymiaru sprawiedliwości postawia czasem wiele do życzenia, jednak można uznać, że mamy to do czynienia z konsekwencją łamania prawa, a nie karą. Inaczej mamy do czynienia z linczem lub pokazowym procesem w państwach autorytarnych.

Cała reszta zachowań traktowana jest jako pozostające w kwestii osobistych przekonań i norm jednostek i grup społecznych, są one różne, tak jak różni są ludzie, a relacje międzyludzkie najczęściej tak skomplikowane, że poza drastycznymi przypadkami trudno wskazać jednego „winnego” np. rozpadowi małżeństwa. Także z perspektywy terapeuty rodzinnego, wiele „paskudnych” zachowań zbuntowanego nastolatka, jest w istocie wołaniem o pomoc i konsekwencją zaburzeń w działaniu całej rodziny.

Jakże często brakuje nam wiedzy i informacji by obiektywnie ocenić daną sytuację. Nawet gdy wydaje nam się, że wiemy wszystko, to dotyczy tylko zachowań na poziomie świadomym, a podświadomie sprawa może wyglądać zupełnie inaczej i już nie tak jednoznacznie. Z perspektywy karmicznej może to wyglądać jeszcze inaczej. A nawet jeśli coś jest jednoznacznie złe wg naszego systemu wartości, to może być to w całkowicie w porządku wg systemu wartości tej osoby i ona zupełnie nie rozumie o co mamy do niej pretensje. To, że nasz system wartości jest czymś najlepszym i najprawdziwszym dla nas w danym momencie, nie oznacza, że obiektywnie jest to czysta prawda i najwyższa mądrość, raczej to co z niej byliśmy w stanie pojąć na naszym poziomie świadomości. Mamy pełne prawo realizować go w naszym życiu, ale czy mamy prawo narzucać go innym?

Nie jesteśmy w stanie wiarygodnie określić czyjejś winy, jak możemy więc go sądzić?

Czy kara działa?

Wszelkie badania naukowe pokazują, że kara działa tylko do momentu gdy rodzic z pasem - czy inny samozwańczy sędzia, nie zniknie za horyzontem. Później następuje jeszcze większe łamanie zasad, często wręcz robienie sędzi na złość. Pod względem pedagogicznym kara jest nie tylko nieskuteczna, ale ma też wiele negatywnych efektów ubocznych w postaci niszczenia zaufania i relacji między rodzicami a dzieckiem. Tak samo działa to w przypadku dorosłych ludzi. Nawet jeśli kara wywoła trwałą zmianę to wynikać ona będzie z chęci uniknięcia przykrych doświadczeń a nie wewnętrznego zrozumienia i wzrostu dojrzałości. Straszenie dużą karą, która nie jest nieuchronna, szybko prowadzi do demoralizacji. Lepsze są mniejsze, ale nieuchronne konsekwencje.

Konsekwencja jest więc pod wieloma względami znacznie skuteczniejszą lekcją, zwłaszcza jak wzmocniona rozmową na temat tego co konkretnie poszło źle i co można dalej z tym zrobić.

Czy więc ktokolwiek z nas ma prawo być czyimś sędzią? PO CO?

Co chcę osiągnąć karząc kogoś/siebie? Czy to jest naprawdę niezbędne, tym bardziej, że nieskuteczne pod względem wywoływania zmian? Czy tak postępuje dojrzały człowiek? Każąc innego dorosłego człowieka niczym posępny rodzic krnąbrne dziecko? Przecież w ten sposób dajemy sobie prawo do wychowywania innych, a to są dorośli, równi nam, niezależni ludzie, którzy mają prawo żyć i działać po swojemu, nawet jeśli oznacza to z naszej perspektywy popełnianie błędów. Przerabiają swoją lekcję i także bez naszego udziału ponoszą konsekwencje poszczególnych działań i zaniechań.Wszystko co robią, wraca do nich wcześniej czy później.

Nic tak nie uczy człowieka jak osobiste doświadczenie, każdy ma prawo dojść do własnych wniosków w swoim czasie. Zamiast starać się zmienić drugiego człowieka w osobę, którą chcielibyśmy by był, metodą karania zachowań, które nam nie odpowiadają, lepiej dać mu żyć po swojemu i budować relację z osobą, która już teraz ma odpowiadające nam normy, nawyki i wartości.

Jeśli jednak na siłę chcemy zmienić drugiego człowieka, zastanówmy się z jakimi intencjami to robimy.

Czy na pewno chcemy jego dobra? A może raczej dowartościować się jego kosztem? Albo zmienić jego zachowanie dla naszej wygody? Nie ważne, że on nigdy nie pasował do narzuconej roli i np. jak nasz tatuś alkoholik, nie nadaje się do związku ani rodzicielstwa – ale my nadal chcemy by tatuś nas pokochał, więc tatusiopodobnego partnera chcemy urobić na swoją modłę, jednocześnie zapracowując na jego miłość. Ale to co nie udało się naszej mamie nie uda się i nam, bo to nie jest materiał na męża i ojca. I przydało by się być na tyle uczciwą by nie obwiniać go o zmarnowane życie, bo zrobiłyśmy to sobie same. Wiele osób robi ze współuzależnienia cnotę, ale to do niczego dobrego nie prowadzi i to przede wszystkim my poniesiemy tego konsekwencje.

Pozwalanie innym by byli sobą nie oznacza braku prawa od obrony własnych granic.

Natomiast wtedy działanie ma inny cel i wynika z nastawienia: chronię siebie, działam w konkretnej sytuacji by osiągnąć konkretny efekt obronienia moich granic, a nie chcę zmienić drugiej osoby ani się na niej wyżyć, za coś co zrobiła wcześniej. Reaguję adekwatnie do sytuacji - użyte środki muszą być współmierne do zagrożenia np. nie stosuję przemocy fizycznej wobec osoby, która mnie obraża słownie. Mam też prawo wyciągnąć osobiste konsekwencje wobec drugiej osoby i dokonać zmian w naszej relacji. Nie zakładam, że wiem dlaczego ta osoba tak się zachowała, że źle mi życzy i zawsze będzie się tak zachowywać – na początku mogę starać się zrozumieć co się właściwie stało. Jeśli kolega zwyzywał mnie po tym jak przesadził z alkoholem, a na co dzień jest do rany przyłóż i gdy wytrzeźwiał przeprosił mnie kilka razy, to mogę podjąć decyzję – ok, to nadal fajny kolega, ale nie idę z nim na żadną imprezę gdzie będzie alkohol, albo wyjdę jak się towarzystwo zacznie wstawiać. On może pić – jego wybór, nie chcę go zmienić na moją modłę, ale ja nie zamierzam oglądać go pijanego i udawać, że się dobrze bawię. On może to uszanować lub się obrazić. Nie muszę utrzymywać kontaktu z kimś, czyje zachowanie mi nie odpowiada na tyle, że nie mogę go znosić bez szkody dla siebie.

Każda decyzja niesie za sobą naturalne konsekwencje w postaci zmian, kolejną konsekwencją jest wzrost szacunku do siebie za każdym razem gdy dbam o siebie i szanuję swoje granice.

Pozwalam innym żyć po swojemu (i pozwalam sobie żyć po mojemu)” - taka afirmacja daje nam wiele wolności w życiu.

Gdy naszym problemem było karanie siebie:

  • warto zacząć od sprecyzowania naszego systemu wartości by weryfikować nasze postępowanie pod kątem tego co my uważamy za dobre, a nie np. co było wygodne dla naszych rodziców
  • popracujmy nad naszą samooceną – docenieniem siebie jako wartościowej osoby, której zdarza się popełniać błędy i nadal zasługuje na wszystko co najlepsze ("Ja ... zasługuję na wszystko co najlepsze niezależnie od czegokolwiek", "Ja ... jestem wartościowa i cenna niezależnie co mówią i myślą o mnie inni"),
  • elementem pracy nad samooceną będzie ugruntowanie w sobie poczucia niewinności i bycia w porządku ("Jestem niewinna i w porządku niezależnie od tego co mówią i myślą o mnie inni."),
  • ćwiczmy skupianie się na szukaniu rozwiązania, zamiast dokopywania sobie,
  • spójrzmy na oczekiwania naszych rodziców – czy były realne? Czy można się nauczyć chodzić nie przewracając się wiele razy? Czy można być mistrzem i robić wszystko idealnie, dopiero ucząc się jak to robić? Czy mogliśmy robić coś dobrze, jeśli pozbawiono nas przykładu i dobrych instrukcji?
  • Pozwólmy sobie uświadomić i wyrazić złość na kary jakich doświadczaliśmy w dzieciństwie oraz wszelkie niesprawiedliwe traktowanie. W sesji regresingu możemy jednocześnie uwolnić się od poczucia bezsilności i wszelkich przekonań, które powstały pod wpływem tych emocji.
  • Wybaczmy sobie, że nie jesteśmy doskonali. Zaakceptujmy, że czasem zachowujemy się nie tak jak byśmy chcieli, a to nie znaczy, że jesteśmy źli np. jeśli czasem coś mi zupełnie nie wychodzi to nie znaczy, że jestem nieudacznikiem.
  • Zacznijmy pracować z częścią siebie, która jest takim wewnętrznym krytycznym i karającym rodzicem – możemy w wizualizacji spytać się, co chce dla nas dobrego zrobić tymi metodami. Nasza podświadomość zawsze chce naszego dobra. Realizuje to takimi metodami jakie zna, być może osiągając efekt odwrotny od zamierzonego. Jeśli jednak będziemy potępiać siebie za jakieś zachowanie, to ta część naszej podświadomości się zacietrzewi i nie ustąpi. Lepiej ją docenić, zaakceptować i pokazywać inne możliwości np. przez afirmacje, wizualizacje.
  • Jeśli mamy przekonania "jeśli nie dostanę po d..e/nie oberwę/nie dostanę nauczki itp. to się niczego nie nauczę" to warto je zweryfikować. Nasi rodzice w ten sposób uzasadniali "konieczność" karania nas. Gdyby taka była prawda to działało by to do wszystkiego w naszym życiu. A przecież tyle rzeczy przychodzi nam z łatwością: gdy kochamy to co robimy, widzimy sens naszych działań i mamy dość informacji by wiedzieć JAK coś zrobić. Może więc bez bolesnego przymusu nie chcieliśmy zrobić czegoś z innego niż "brak możliwości" powodu. Może to wcale nie było dla nas dobre? Warto się temu przyjrzeć na sesji regresingu i od razu odliczyć wszelkie zaślepienia i nawyki motywowania się przez prowokowania problemów z tym związane.
  • Jeśli zupełnie nie wiemy na czym polega skuteczne motywowani siebie/innych to warto nadrobić braki za pomocą lektur, zarówno z dziedziny wychowywania dzieci, jak i coachingowych. To jest ważne, gdyż często w pierwszym etapie wyzwalania się z systemu kar i krytyki, możemy nadmiernie sobie pobłażać. Wtedy warto popracować nad wewnętrznym dzieckiem-buntownikiem i uświadomić mu, że czas buntu przeciw rodzicom minął. Bolesne dzieciństwo można opłakać, ale teraz jest czas na budowanie naszego dorosłego życia. Nikt za nas tego nie zrobi.
  • Ostatni punkt jest obowiązkowy, jeśli mamy/planujemy mieć dzieci. Inaczej powielimy błędy rodziców, albo popadniemy w drugą skrajność - braku wychowywania dzieci nie potrafiąc stawiać im granic.

Nadmiar kar w dzieciństwie może też zaowocować niechęcią do ponoszenia jakichkolwiek przykrych konsekwencji naszych działań, traktując wszystkie równo jako niesprawiedliwą karę. Powoduje to duże pomieszanie w temacie brania odpowiedzialności za siebie, swoje działania, za innych.

Specyficzna jest rola kary jako zemsty oraz narzędzia terroru w rodzinach dotkniętych przemocą. To tematy na osobne artykuły, zapraszam do lektury za jakiś czas.

 

Akceptując siebie taką jaką jestem, trzeźwo analizując swoje zachowanie – weryfikując co działa, a co nie, mam zarówno możliwości jak i siłę by być skuteczna i stawać się coraz lepszym człowiekiem. Nie muszę też uciekać przed odpowiedzialnością za swoje błędy, gdyż nie oznacza ona nieadekwatnej kary, czy utraty godności, a lekcję i możliwość naprawienia sytuacji, jeśli to ja ją spowodowałam.

Takiego nastawienia i Wam życzę.

Agnieszka Sulikowska

Ta strona używa plików cookie, aby zapewnić najlepsze funkcjonowanie. Kontynuując korzystanie z tej witryny, zgadzasz się na ich użycie.